Barwne pióra, soczyste tańce, upojone zachodem słońca i upałem rozgrzane ciała, głośna muzyka, intensywne rytmy i szaleństwo wspólnej zabawy. Z każdego zakątka maleńkiej wyspy Saint Vincent dobiegają głośne rytmy muzyki gatunku Soca. Mocne brzmienia i dynamiczna muzyka taneczna porywają w jednej sekundzie do podrygiwania. To oznacza tylko jedno, że festiwal Vincy Mass w pełni.
Każdego roku specjalnie napisany hymn festiwalu opanowuje ulice Gorgetown:
Poproszę rum, Fya Empress (Rum Please)
Podaj mi drinka o tak, tak rum mi podaj,
Może być szklanka, może być butelka
Moje nogi w ogniu,
Moje ręce w ogniu,
Moje ciało płonie,
Moje ubranie płonie,
Moja głowa już lekko otumaniona,
Szukam kłopotów,
Sunset, mocny rum!
Saint Vincent to największa wyspa kraju Saint Vincent i Grenadyny, leżącego na Morzu Karaibskim. Kwintesencja tego, co najważniejsze na karaibskich lądach – szczęśliwości życia, beztroski, upału, rumu, tańca, otwartości mieszkańców, muzyki i jej głośnych rytmów. Naturalne dla mieszkańców tych rejonów cechy, widoczne na pierwszy rzut oka, to otwartość i beztroska do granic ludzkich możliwości. O cóż mieliby się martwić, żyjąc w istnym raju, gdzie natura rozpieszcza. Kokosy zrywane prosto z palmy, dostarczają słodkiego napoju i kruchego miąższu, a tuż obok rośnie drzewo tak zwanego owocu chlebowego, który wykarmi na każdy możliwy sposób jak nasz polski ziemniak. Puree, gotowany lub pieczony, a może frytki do tego?

Oni uwielbiają się bratać i rozmawiać, nawet z nieznajomymi, najchętniej na wszelkie rubaszne lub związane z alkoholem tematy, a gdy przyjezdny spróbuje rumu Sunset czyli zachodu słońca, destylowanego na Saint Vincent, adaptuje się momentalnie w panującej tam atmosferze i rozmowie, która mimo że po angielsku, przed szklanką rumu była totalnie niezrozumiała. Słowa, które na co dzień wypływają z ich ust, to raczej melodyjna poezja, niczym nieprzypominająca żadnego znanego nam akcentu angielskiego.
Piraci z całych Karaibów już są na miejscu, żeby świętować, bo każdy z okolicy zjawia się na Vincy Mass. Przez co wszystkie bilety lotnicze i na promy są w tym okresie wykupione, więc jedyny środek transportu jaki pozostaje, dla tych spóźnionych lub spontanicznych, to przyjazd prywatną motorówką na stopa lub wodną taksówką. W obrębie wyspy kursuje jedna linia autobusowa, która w dni festiwalu jest zatłoczona w kierunku oznaczonym „to the city” oraz kompletnie pusta w kierunku „out of city”.
Od rana ulice Georgetown, budzą się leniwie – lekki nieporządek można by usprawiedliwiać tym, że festiwal trwa już od 3 dni. Sprzedawcy pojawiają się na swoich stanowiskach i przygotowują zimne napoje do sprzedaży. Jedni mają mini kioski z napojami i przekąskami typowymi dla masowych imprez, inni przenośne lodówki zawieszone na szyi, a Ci najbardziej pomysłowi przedsiębiorcy po prostu wynieśli stare lodówki z domów kładąc je horyzontalnie na czterokołowych wózkach, wsypując do środka ogromne bryły lodowe, pomiędzy które powkładane jest idealnie schłodzone, zapuszkowane piwo i drinki wszelkich rodzajów. Wszystko czeka na klientów, zachęcając promocjami opisanymi mniej więcej tak: „ Ryba i frytki, Bóg jest dobry!” albo „ 3 puszki za 10$, od seksownej Carrol” czy „ po 5 szklankach rumu całus od barmanki za 1$”.


Po południu przygotowania do kolejnego dnia karnawałowego szaleństwa ruszają coraz prędzej tancerze rozgrzewają swoje ciała przed wyjściem na scenę główną, na której poszczególne drużyny prezentują swoje umiejętności. Fantazja w choreografii i paleta kolorowych strojów nie ma granic. Często drużyny są sponsorowane przez konkretne marki jak np. Pizza Hut czy lokalnego sprzedawcę warzyw i owoców.
Następnie taneczny korowód rusza w miasto, kolorowe platformy mijają po kolei Kościół, kwaterę główna policji i ratusz, nikt jednak z okien nie wygląda, bo wszyscy mieszkańcy uczestniczą w zabawie do upadłego, do wieczora, do kolejnego zachodu słońca.
Po zakończonym festiwalu nie pozostaje nic innego jak odpocząć po 7 dniach zabawy i położyć się na złotym piasku popijając Sunset, planując jak dostać się na kolejny festiwal Karaibów np. Crop over na Barbados, aby tam tańczyć na jednej platformie z Rhianą.
Magdalena Darejczyk
Magdalena Darejczyk
O autorce:
Magdalena Derejczyk www.szlakprzezswiat.pl - podróżniczka, backpaker, globtroter, obieżyświat, odwiedziła dotychczas 50 krajów . Przejechała 2 tys. kilometrów rowerem po Andach, pływała motorówką „na stopa”, odwiedziła dwa razy głębszy kanion niż Wielki Kanion Kolorado, przejechała motocyklem najwyższą przejezdną przełęcz na świecie. W Indiach mieszkała ponad 6 miesięcy. Jej niedawna podróż po Karaibach, Ameryce Południowej i Azji trwała 11 miesięcy i zaowocowała przerodzeniem się podróżowania w sposób na życie.